13 czerwca

Sklepy, które lepiej wiedzą, czego chcesz i prezydent-robot. QualityLandia Klinga


QualityLandia to polityczno-społeczna satyra wykorzystująca chwyt rodem z sci-fi czy antyutopii, skacząc w czasie w niedaleką przyszłość. A tam - ludzie o różnych levelach, sklepy, które przywożą niezamawiany (ale wymarzony!) towar pod dom, roboty z kompleksem rozlanej herbaty, pikantniejsza wersja Dumy i uprzedzenia, wybory prezydenckie pomiędzy debilem a robotem oraz system, który lepiej wie, kim jesteś. W QualityLandi wszystko jest po prostu naj. 

Bohaterowie: Piotr Bezrobotny (level chwiejący się koło 10, czyli słabo), który pragnie sprawiedliwości. John - starający się o prezydenturę robot z genialnymi, rozsądnymi pomysłami. Martin  Zarządca - bogaty tępak znęcający się nad żoną, całkowicie nic nie wnoszący do fabuły. 

Rzeczywistość, która ponoć przypomina tę naszą. Lubimy patrzeć czarno, prorokować na smutno, przewidywać na gorsze i nie doceniać własnego gatunku. Marc-Uwe Kling idzie za tym trendem. Dobre są tu tylko roboty i jakiś jeden biedak, reszta to odczłowieczona masa. Pośmiać się trochę z ludzi i wyjść na erudytę (proroka?) - tyle wystarczy, by się wyróżnić? A jednak nic nowego pod słońcem, niestety, wyświechtane hasła o tym, że zabija nas konsumpcjonizm i pogoń za coraz lepszym. 

Jestem dość niemiła, bo porównania do Orwella, genialnego w Roku 1984 i Folwarku zwierzęcym, są zdecydowanie przesadzone. Orwell miał niesamowity smak, chwytał za serca, polityczne aluzje to u niego przyczynek do refleksji filozoficznej, egzystencjalnej, zastanowienia się nad własnym ja i nad historią. To dzieła zapierające dech, urzekające prostotą. Kling - to bajerant. W QualityLandii jest za dużo wszystkiego - tu jakiś fragment przewodnika turystycznego, tam komentarze na fikcyjnym forum, tysiąc przedmów i ufajnień. Męczące to kombinowanie. W dodatku dość łopatologiczne przemowy bohaterów, wyjaśnianie każdej niezbyt skomplikowanej myśli, karmienie czytelników papkami dla niemowląt, żeby każdy łatwo wszystko połknął i przetrawił. Nie lubię być tak traktowana. Chwytam. Świat jest zły i zmierzamy do zagłady. Odkrywcze. 

Może nawet jestem niepotrzebnie uszczypliwa - Kling ma kilka ciekawych pomysłów (choćby z levelami i systemem, który niejako tworzy nas, podając nam specjalnie przygotowane, nawet jeśli zindywidualizowane, treści). Podoba mi się też, że woli korzystać z ironii i humoru niż z dramatyzmu. QualityLandię czyta się naprawdę szybko i dość przyjemnie, nadal jednak nie jestem w stanie określić jej mianem wyższym niż - przeciętna. Całkiem zgrabna, nawet niezła - ale przeciętna. Przewidywalne historie, tanie chwyty, typowi bohaterowie, żadnego wstrząsu, blasku albo szczególnych uroków. Za to można się uśmiechnąć i miło spędzić kilka godzin. 
Każdy człowiek to dla nas czarna skrzynka. To znaczy, widzimy wejście i wyjście, ale nie mamy zielonego pojęcia, co się dzieje w środku i dlaczego. [s. 351] 
Polecam QualityLandię jako relaksującą lekturę na wieczór, kiedy nie chcecie czytać chłamu, ale też nie aspirujecie na coś bardzo ambitnego. Tylko nie nastawiajcie się na odkrycie stulecia i następcę Orwella - Orwell jest tylko jeden. 

QualityLandia Marca-Uwe Klinga, tłum. Magdalena Kaczmarek, Wydawnictwo Niezwykłe, Oświęcim 2020.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Ballady bezludne , Blogger