15 kwietnia

Plotki, mity, legendy - stworzenie człowieka. I historii. Dumanowski Szostaka


Bohater narodowy. Kto to taki? Wielka postać, symbol zmian, człowiek idei, odwagi, cnoty, sukcesu. Ten, który niesie nadzieję, nie poddaje się, walczy, porzuca swój interes dla dobra ogółu. Dla ukochanego narodu. To ten, który stoi ponad, który się wyróżnia, który jest większy, wyjątkowy. Może bohaterowie to wcale nie ludzie? Może to specjalnie programowane jednostki, wyzbyte z ludzkich słabości? Jak stać się bohaterem narodowym? Co zrobić, żeby ludzie zapamiętali nas na pokolenia? Józafat Dumanowski odpowiada na to pytanie: Nic. Nie trzeba robić nic. Samo się zrobi. Ludzie zrobią z ciebie bohatera, czy tego chcesz, czy nie. 

Wszystkie opisane tu historie wydarzyły się naprawdę, choć nieco inaczej; co jednych może napełnić radością, a innych niewysłowionym żalem. [s. 5] 
Tak rozpoczyna się historia, która ciągnąć się będzie przez sto dwadzieścia trzy lata zaborów. Rodzi się u schyłków oświecenia, biegnie przez romantyzm, trochę zwalnia w epoce przemysłowego bum i wita świetlnych poetów wieku XX. Czy jest to prawdziwa historia? Albo chociaż prawdopodobna? Nie wiadomo, ale to niezbyt istotne. Ta historia ma więcej niż jedno zakończenie. Liczni biografowie Józafata Dumanowskiego nigdy nie uzgodnili, jak naprawdę potoczyły się losy tego Wielkiego Człowieka, prezydenta Republiki Krakowskiej, który urodził się w przeddzień trzeciego rozbioru Polski, a umarł 12 listopada 1918 roku...

O czym jest Dumanowski? To poplątany życiorys mężczyzny, który nigdy nie istniał, i historie, które nie miały miejsca. Z naszego punktu widzenia, rzecz jasna. Mickiewicz nigdy nie napisze Pana Tadeusza i zostanie biskupem, a Słowacki dożyje sędziwego wieku jako twórca fraszek. Na podobną zapaść twórczą zachorują Tetmajer czy Wyspiański, nigdy nie napisawszy nic wielkiego. Nie przypadkiem jest, że na drodze każdego z nich stanie Dumanowski.

Z pozoru szalona powieść, w której mieszają się sprzeczne wersje wydarzeń, a prawda i fałsz nie mają znaczenia, bardzo zgrabnie, trochę przerysowując, pokazuje pewne mechanizmy. Dumanowski mówi o potrzebie tworzenia przez społeczeństwo bohaterów, wybitnych jednostek osnutych legendą. Zwłaszcza w takich czasach jak rozbiory, w których ludzie łakną niesamowitych historii o ludziach, którzy robią coś wyjątkowego. Dumanowski nie jest nikim szczególnym, nigdy nawet nie zrobił nic specjalnie wielkiego. Jednak jako bohater plotek, mitów i legend był kimś Ważnym. Kimś, kto tworzy historię. Kimś bez skazy. Symbolem:
Rodzenie się symboli jest zawsze okupione czyimś cierpieniem. [s. 126]
I jeden z moich ulubionych fragmentów:
Kogucki tym wytrwalej głosił ową teorię, że sam był jej autorem. Przez całe te swe życie szukał dowodów i poszlak, które ostatecznie ugruntują jego stanowisko. [s. 191]
O tym mówi Szostak - jeśli prawda nie jest do końca atrakcyjna, czemu by jej, dla Wielkiej Sprawy, trochę nie udoskonalić? A jeśli coś brzmi jak doskonała prawda, czemu by nie dążyć do tego, by ją udowodnić, by ją taką właśnie stworzyć? Plotki, mity, legendy, teorie. Kolejne pomniki, obrazy i świąteczne orszaki. Byle z pompą. Bezpośrednio wiąże się to także z potrzebą zmian, nowości - każda świeża idea potrzebuje swojego przywódcy, chwytliwych historii, których jeśli nie ma, trzeba je stworzyć. O rewolucji Szostak mówi tak, ustami swoich bohaterów:
- I co teraz, panie naczelniku? - zapytał z wyczekiwaniem.
- Jak to co? - odparł Dumanowski. - Od jutra trzeba wziąć się do normalnej pracy.
- A szafoty, a aresztowania, a represje? Potrzebne są zmiany, trzeba wszystko zrobić na nowo, przeobrazić, zburzyć i wznieść od podstaw!
- Wszystko zmienić? To jest Kraków, drogi panie. [s. 127]
Kraków! Miejsce najważniejszych wydarzeń, tętniące życiem, rozrastające się. I choć Dumanowski mówi, że się nie zmienia, bo to w końcu Kraków, ostoja kultury, tradycji, historii, to "wieczne miasto" nie jest ciągle takie samo. Poszerza się, unowocześnia. Ale jest wciąż niesamowicie ukochane i doskonale znane przez Dumanowskiego. Ciekawe jest to, jak Kraków działa na młodych poetów... Przygniata ich, ucisza talent, wpędza w twórczą niemoc.

Najbardziej frustrowały mnie w tej powieści kobiety - przedmioty uwielbienia, pożądania, spełnienia, relaksu, ale zawsze przedmioty. Głównie prostytutki (świtezianki, jak nazywał je Mickiewicz, a za nim jego koledzy), które są tam tylko po to, żeby panowie mieli frajdę. Następnie liczne kochanki, wszystkie chętnie przystające na propozycję kilku upojnych nocy. Albo dziewczyny oszukane i porzucone przez błąkających się wojaków. Serce i kobieca godność bolą, jak się to czyta. Naprawdę nie ma tu żadnej, absolutnie żadnej kobiety (chyba że epizodyczne postacie, na które nie zwróciłam uwagi), która wychodziłaby poza "funkcje miłosne".

Fabuła jest zwarta, ale po jakimś czasie... nużąca. Nie porywa i chyba nawet do niczego nie zmierza. Sporo tu ironii i absurdu, które lubię, ale to i ciekawy pomysł nie wystarczą, żeby ta powieść na dłużej zapadła mi w pamięć. Czy celem Szostaka było stworzyć barwną historię, czy powiedzieć, co sądzi o wielkich ideach, symbolach i bohaterskich jednostkach - nie wiem. Doceniam, kiwam głową z aprobatą, ale nie kupuję tego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Ballady bezludne , Blogger