31 stycznia

"Kolejny etap na drodze do doskonałości, następny stopień schodów od zwierzęcia do Boga"


Mamy wiek XXIX. Okazało się, że poza Cywilizacją Homo Sapiens istnieją inne, niezliczone cywilizacje rozrzucone po całym wszechświecie. Człowiek pokonał prawa fizyki, nauczył się manipulować czasem, przestrzenią, biologią, kulturą i samym swoim człowieczeństwem. Wybrańcom dane jest piąć się w górę po krzywej progresu, od stahsa do inkluzji, tysiąckroć pomnażać swoją inteligencję, pokonywać bariery ciała, które jest traktowane jak pustak, zwykły przedmiot. Progres rządzi wszechświatem. Równolegle do Obywateli Cywilizacji HS żyją jednak także zwykli ludzie,  nie mający dostępu do Plateau, identyczni do tych z XXI wieku - w świecie fizycznym zdaje się, że nic się nie zmieniło. Kultura stanęła w miejscu. 

Adam Zamoyski jest tajemniczym zmartwychwstańcem z XXI wieku i ma zaniki pamięci. Pamięta, że brał udział w wyprawie kosmicznej na Narwę - potem zostaje wrzucony w pokręconą rzeczywistość XXIX wieku. Nie wie do końca, kim jest, skąd tu się wziął, czy coś/ktoś kontroluje jego umysł, czy jest przedmiotem manipulacji, czy, tak jak przepowiada Studnia Czasu, będzie mieć wpływ na losy wszechświata. Na razie jest zagubionym pijaczkiem, nie pojmującym dziwnego języka i sformułowań używanych przez ludzi/nie-ludzi go otaczających. Freny, saki, phoebowie, krafty, Gnosis, Sol-Port, Plateau... Co to wszystko znaczy? 

"Po co grzebać w mechanizmie, który funkcjonuje tak dobrze? Macie wspaniałą Cywilizację. Może właśnie tego potrzeba, by wytrzymać podobne rozciągnięcie Krzywej - odrobinę teatralności, przesady, kiczu i dystansu do siebie? Ironia zapewnia długowieczność."

Nie tak często zdarza mi się czytać książkę, z której nie rozumiem połowy treści. Przesada? W żadnym razie - Dukaj , celowo czy nie, z mózgów czytelników czyni zupę. Każda strona jest zagadką, wyzwaniem, ile tym razem zrozumiem. Powieść tę czyta się bardziej intuicyjnie, nie starając się zrozumieć, a jedynie lizać znaczenia, poruszając się po powierzchni, robiąc uniki wobec meta-fizycznych gadek, pokręconej fabuły, przemieszczanie się w czasie i przestrzeni, kiedy nie wiadomo, czy mamy do czynienia z manifestacjami czy biologicznymi pustakami. Przez tę książkę się płynie, wyłapując marną część tego, co kryje w sobie ocean. Myślisz, że z czasem zrozumiesz? Może jedynie będziesz sprawniej poruszać się w pokręconej wyobraźni autora, ale uwierz, że najprawdopodobniej przy ostatniej stronie zdasz sobie sprawę, że dalej nie ogarniasz, czym tak naprawdę jest Cywilizacja i jak funkcjonuje. 

Pierwsze 30-40 stron całkiem zbija z tropu. Zostajemy wrzuceni na głęboką wodę, plącząc się wokół niezrozumiałych sformułowań a nawet stworzonych przez Dukaja konstrukcji gramatycznych (ci, którzy wspięli się wyżej po Krzywej, nie mogą mówić o sobie on/ona, jest więc onu). Wielu pewnie na tym etapie zrezygnowałoby z dalszej lektury - mnie jednak zafascynował język Dukaja, dziwaczny ten świat, chęć poznania go choć troszkę głębiej. Tym bardziej, że pomimo kompletnego braku zrozumienia dla tego, co czytałam, to się nie nużyło, nie męczyło. Płynęłam swobodnie przez kolejne strony, nie przejmując się tym, że nie wiem, o co chodzi. Sprawę ułatwia później spotkanie Adama - człowieka takiego jak my, nieogarniętego i zagubionego w nowej rzeczywistości. 

Z czasem Perfekcyjna niedoskonałość wciąga coraz bardziej. Angelika wraz z Adamem wędrują po afrykańskiej sawannie, uciekając przed przepowiednią Studni czasu, która głosi, że Zamoyski stanie się przyczyną wojny. Pojawia się sak, Pałac pamięci (jeśli ktoś oglądał Sherlocka być może będzie mógł sobie skojarzyć, o co chodzi), animy i różne inne dziwne rzeczy. Można zgubić się w fabule, ale wie się mniej więcej (i tak przez całą książkę - mniej więcej), o co chodzi. I to wystarcza. 

"Niedoskonałość boli."

Dukaj to taki trochę filozof. Perfekcyjna niedoskonałość to nie tylko pokręcone science-fiction stworzone po to, by zjeść nam mózgi. To powieść błyskotliwa, mądra i kryjąca wiele przemyśleń na temat tego, czym jest tożsamość i kultura, gdzie kończy się człowieczeństwo, czemu wciąż chcemy dążyć do doskonałości, czym jest śmierć, nasze ciało, uczucia. Autor stawia pytania - czy na nie odpowiada? Tylko po części, raczej zostawia pewne kwestie niedomknięte, zmusza do refleksji. Szokuje i zastanawia. 

Czy ludzie powinni dążyć do porzucenia ciała, znalezienia wieczności, łamania ograniczeń? W świecie Dukaja, ciało nie świadczy o tym, kim jesteśmy, a zabicie ciała - nie zabija człowieka. Burzy się w czytelniku wszystko, gdy widzi to odbieranie ciału jego znaczenia, gdy widzi, że można istnieć równocześnie w dwóch miejscach, całkiem odrębnie, nie wiedząc, co dzieje się z "pustakiem". Trudno przyjąć do wiadomości, że można spojrzeć w lustro i myśleć - to nie ja, że nasz umysł gdzieś "dryfuje" (to moje uproszczenie, jak już mówiłam, nie do końca nadążałam za myślą Dukaja) po Plateau, poza ciałem. Kiedy kończy się nasze życie, nasze człowieczeństwo? Ile możemy w  sobie zmienić, zanim powiemy - to już nie ta sama osoba. Pojawia się też kwestia seksualności człowieka  i postczłowieka oraz prawdziwości uczuć, które tak łatwo ukryć pod maską wybranej manifestacji. Poza tym nigdy nie można być pewnym, czy nie jesteśmy jedynie zaprogramowanymi przez kogoś bytami, obiektem manipulacji.

Pada też niewypowiedziane w książce pytanie - po co to wszystko? Dlaczego ludzie tak bardzo pragną doskonalić się, choćby za cenę swojej tożsamości? Wielka chęć poznania czy może czysta konkurencja... I to nie byle jaka - rozgrywając się na poziomie całego wszechświata! Autor mówi ustami swoich bohaterów - to działa jak narkotyk. Jeśli zakosztujesz trochę progresu, będziesz chciał piąć się po jego szczeblach coraz wyżej, spragniony doskonałości. Czy to nie potworne, czy nie prowadzi do zatracania człewieczeństwa? 

"Cała kultura opiera się na udawaniu. Że jesteśmy kulturalni."

Zaraz po przeczytaniu Perfekcyjnej niedoskonałości, całkowicie oniemiała (trochę ze wzruszenia, trochę z rozczarowania, trochę ze złości), chciałam sprawdziłam, czy wyszła już druga tercja progresu. Okazało się, że nie, bo, jak przeczytałam w znalezionym w internetach wywiadzie, Dukaj czeka, jak rozwinie się współczesna fizyka. Cóż, pierwszą część pisał dwa lata, przy czym książka leżała jeszcze kilka lat w szufladzie, zanim autor ją podszlifował i wysłał do wydawcy. Kto wie, ile czasu przyjdzie mi czekać teraz? W międzyczasie z pewnością sięgnę po inne książki, powieści czy też opowiadania, Dukaja, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie chodzi jedynie o literacką kreację przyszłego świata, bohaterów, fabułę, która, choć zakręca i myli, to jednak wciąga. Raczej o jakąś konkretność i zgrabność języka, widoczną wizję (że nie jest to napisane na kolanie, pod wpływem weny), pomysł, w końcu - widoczne przesłanie i materiał do refleksji. 

Wcześniejsze moje spotkania z Dukajem, w Wrońcu i Córce łupieżcy, nie były tak owocne. Teraz widzę, że jest to autor, który ma mnóstwo do zaoferowania czytelnikowi, piszący z głowom, pełen pomysłów, oryginalny. Nie jestem jakąś ogromną fanką science-fiction. Nie przeszkadza mi to jednak zostać w przyszłości ogromną fanką Jacka Dukaja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Ballady bezludne , Blogger