05 czerwca

Piękno matematyki i relacji międzyludzkich. Ukochane równanie profesora Ogawy


Z japońską literaturą miałam styczność tylko raz i nie było to zbyt udane spotkanie - mówię tu o Bezbarwnym Tsukuru Tazakim i latach jego pielgrzymstwa Murakamiego. Koszmarna książka wybierana na oślep w miejskiej bibliotece. Tym razem mój wybór był bardziej świadomy i wyniknął z zainteresowania wydawnictwem Tajfuny i żywymi poleceniami. Weszłam na stronę Tajfunów, wybrałam powieść Ogawy (którą rekomendowała Pola, dziękuję!), zamówiłam tam, gdzie było najtaniej, odebrałam i przeczytałam tego samego dnia (pomimo goniących za mną terminów zaliczeń na studiach). O bosz, więcej takich książek! Ukochane równanie profesora zdobyło moje serce szturmem, napierając ze wszystkich stron. 

Gospodyni, jej syn Pierwiastek i Profesor. Trójka bezimiennych bohaterów, których losy splatają się pomimo... problemów z czasem. Pamięć profesora, niesamowitego matematycznego umysłu, w wyniku dawnego wypadku sięga jedynie osiemdziesiąt minut wstecz. Swoją gosposię i jej syna mężczyzna poznaje więc codziennie na nowo - mimo to, śledząc ich relacje, czytelnik jest skłonny nazwać ją przyjacielską. Patronują jej w końcu odwieczne prawa - liczby. 
Matematyka jest piękna właśnie dlatego, że nie przydaje się w codziennym życiu - mawiał Profesor. - Nikt nie zarobi pieniędzy dzięki temu, że poznał liczby pierwsze. Oczywiście, mimo że liczby odwracają się do świata plecami, niektóre matematyczne odkrycia mają zastosowanie praktyczne. (...) Ale nie to jest celem matematyki. Jedynym celem matematyki jest odkrywanie prawdy. [s. 123]
Ukochane równanie profesora to powieść o pięknie matematycznych wzorów, ale głównie o dobru ludzkich serc, relacjach (także tych międzypokoleniowych), ogromnej miłości do dzieci i szczęściu, którego nie definiuje stan konta i spełnienie zawodowe. Jest w niej mnóstwo codziennej, normalnej wrażliwości, niedramatycznej czy nadzwyczajnej, ale przejawiającej się odruchami życzliwości. To nie jest książka, która ma wstrząsać, zaskakiwać, wywoływać dreszcze. Opowieść jest prosta, bardzo prosta, tą prostotą, pięknem i szczerością porywa serca, wywołuje uśmiech i łzy. 

Brakuje mi takich książek, które nie kombinują, nie szukają skandali i nowych środków wyrazu, ale tak po prostu opowiadają ludzkie, piękne historie. Ogawa nie skupia się na cierpieniu i rozpaczy, nie roztrząsa bólu, nie szarga emocji czytelników - z wyczuciem operuje radościami i troskami. Jej bohaterowie są dobrymi ludźmi łapiącymi chwile, takimi jak my. Najbardziej rozczulała mnie oczywiście postać Profesora - zwłaszcza jego bezinteresowna miłość do każdego dziecka. Nieraz miałam łzy w oczach, obserwując jego troskę i uwagę: 
Profesor upierał się, że najlepsze kąski muszą przypadać najmłodszym. Nawet kiedy rozmyślał nad kolejnym zadaniem z czasopisma, zawsze znajdował czas dla chłopca. Uwielbiał odpowiadać na jego pytania. Wierzył, że problemy dzieci są dużo ważniejsze niż problemy dorosłych. Zanim odpowiedział na jakieś pytanie, zachwycał się jego mądrością, dzięki czemu Pierwiastek nie tylko nie wstydził się pytać, lecz wręcz czuł się z tego powodu dumny. [s. 138]
Serio, tę książkę powinni czytać rodzice, pedagodzy, dziadkowie, osoby jakkolwiek powiązane z dziećmi. Jako (prawdopodobnie) przyszła nauczycielka jestem wzruszona tym, jak pięknie Ogawa mówi o dzieciach, z jakim szacunkiem je traktuje rękami, oczami i sercem Profesora. Porusza mnie dobroć międzyludzka i wszelka serdeczność (naprawdę już mi rośnie gula w gardle, ale wiecie, takiego dobrego płaczu), a Ogawa operuje właściwie tylko tymi środkami, żeby wywołać w czytelnikach emocje. Nie potrzebuje widowiskowych scen śmierci, rozczarowań i śmiertelnych chorób. Jak płacz - to tylko z uśmiechem i krzyczącymi w głowie zachwytami "jakie to piękne!", "jacy oni są wspaniali!". Fenomenalne (i dzisiaj dość niepopularne) są również jej przemyślenia dotyczące popełniania błędów. Jeśli Profesor nie jet wzorem pedagoga, to ja nie wiem, kto nim może być: 
Odpowiedzi, jakich oczekiwał od nas Profesor, niekoniecznie musiały być prawidłowe. Dużo bardziej cieszyły go te chybione, choć wymyślone z mozołem, niż cisza. Twierdził, że błędy prowadzą nas do nowych problemów i rozwiązań, i to wzbudzało jego entuzjazm. Dzięki teorii „prawidłowego błędu”, jak mawiał, nie mieliśmy kompleksów, a wręcz satysfakcję, gdy nasze odpowiedzi rozmijały się z prawdą. [s. 8]
Ogawa kocha nie tylko ludzi, ale też liczby, i jest to cudownie urocza miłość! Zaglądanie do dziennika Boga, odkrywanie wszechświata za pomocą wzorów - pięknych wzorów, pełnych harmonii i ciszy! Ta fascynacja matematyką się udziela (naprawdę). Liczby stają się przyjazne i miłe, popatrzcie tylko: „dlaczego normalne słowa, użyte w odniesieniu do liczb, brzmią tak romantycznie? (...) Łatwo je sobie wyobrazić: zaprzyjaźnione - w serdecznym uścisku, bliźniaczki - w takich samych ubrankach, trzymają się za ręce” [s. 69]

Nie chcę jednak, żeby z mojej recenzji wybrzmiał taki wniosek, że Ukochane równanie profesora to sam cukier, słodkość i uroczość. Bo tak nie jest. Profesor przecież nie ma pamięci i całymi dniami rozwiązuje zadania z czasopism, zostając na utrzymaniu szwagierki. Nasza narratorka jest gosposią, bo młodo zaszła w ciąże i opuściwszy dom, musiała złapać jedyne zajęcie, na którym się znała. Pierwiastek za to jest skazany na samotne czekanie na matkę w domu, bo ta pracuje do późna. Potrafią jednak mimo wszystko być szczęśliwi i to tak bardzo w tej powieści urzeka. 

Na koniec banał - przemyślenia na temat okładki. Myślę, że jestem estetką i oceniam książki po okładce. To w sumie mało powiedziane - często moim głównym kryterium przy wyborze lektury jest okładka i ogólne wrażenie wizualne, na które składają się: rodzaj papieru, czcionki, marginesy... (nie o tym jednak - dlaczego warto oceniać książki po okładce opowiem może w osobnym poście) Nic dziwnego, że cała oferta Tajfunów mnie oczarowała, a gdy dostałam zamówienie z Ukochanym..., poruszyło się moje edytorskie serduszko i z miejsca zaczęłam czytać. Minimalizm, staranne wykonanie, przyjemy papier i czcionka... Słowem, przepiękne wydanie. Co więcej, na stronie redakcyjnej podane są informacje techniczne, z których dowiadujemy się, że książka została złożona pismem Garamond na papierze Munken - nieczęsto się takie dane spotyka, a szkoda. Podobnie spodobało mi się umieszczenie biogramu tłumaczki na jednym ze skrzydełek - o tytanicznej pracy tłumaczy również niewiele się mówi, pomimo że są niemalże drugimi autorami dzieł. Tak więc podziwiam Tajfuny, wspaniała robota. 

Jeśli moja recenzja i wszystkie moje zachwyty nie zachęciły Was do natychmiastowego poznania Ukochanego równania profesora, to pozwólcie, że wyciągnę z rękawa ostatni argument - to powieść do połknięcia na jeden dzień, nie macie nic do stracenia! 

Ukochane równanie profesora Yōko Ogawy, tłum. Anna Horikoshi, Wydawnictwo Tajfuny, Warszawa 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Ballady bezludne , Blogger