19 marca

Przeobrażenia nagłe i stopniowe. "Tainaron" Krohn


Tainaron to miasto. Lub łąka. Lub ich hybryda. Podobnie tainaronianie są ludźmi. Lub owadami. Lub czymś po środku. Nasza narratorka jest intruzką, a odbiorca jej listów - tajemnicą. A my, czytelnicy? Zagubionymi wędrowcami próbującymi (przynajmniej na początku) uchwycić sens i istotę, kartografami nieudolnie rysującymi mapę wędrujących fal. Tylko czy da się uwiecznić, utrwalić, zatrzymać i zrozumieć zmienność? 

Kiedy rok temu czytałam Słońce życia, powieść fińską z I połowy XX wieku, zastanawiałam się, czy traktowana nieco mistycznie przyroda, mglistość i arealizm są środkami wyrazu używanymi w fińskiej literaturze w ogóle, czy to był tylko ślepy traf, coś charakterystycznego dla tego jednego autora (zresztą - noblisty!). Przy ostatniej (przed epidemią) wizycie w bibliotece nogi same zaprowadziły mnie do półki z twórczością skandynawską. Opis na okładce Tainaronu pewnie normalnie by mnie nie zaciekawił (mikrokosmos i robale to niezupełnie moje klimaty), ale myśl, by sprawdzić, jak inna fińska pisarka widzi świat przyrody, zwyciężyła. Tym bardziej, że podobnie jak Słońce życia, i ta książeczka do grubych nie należy. Najwyżej trzy godziny czytania. 

Tainaron to trzydzieści listów opisujących pobyt naszej narratorki i przewodniczki, bezimiennej kobiety, w obcym mieście, które stara się poznać. Mieście? Tak je nazywa - ale nie raz miałam wątpliwości, gdzie kończy się łąka a zaczynają ulice. Niektóre kwiaty są wielkości ludzi, do niektórych można wejść jak do pokoju. Owady z wzajemnością wykorzystują kwiaty, zaspakajając swoje zachcianki, ale mają ludzki głos. Czy to opis miasta porównanego do łąki? Czy łąki porównywanej do miasta? To owady umiejące mówić? Czy to właśnie ludzie o owadzich cechach, z nogogłaszczkami czy skrzydełkami? Trudno zrozumieć, z jakiej perspektywy patrzymy - to makro- czy mikroskala? Narratorka jest człowiekiem, obcym zwiedzającym łąkę, uczłowieczającą przyrodę, czy może to, co opisuje, nie jest metaforą, a fantastyczną rzeczywistością? 

Miasto gładko przechodzi w łąkę i na odwrót. Na próżno doszukiwać się naszego sensu, wcisnąć Tainaron w nasze miary, wyobrażenia i wytyczne. Tainaron to nie kolejny świat rodem z fantasy, jak Śródziemie czy Narnia. Owadzi bohaterowie to nie skrzaty, ogry lub elfy. Autorka nie tworzy słowników i encyklopedii swojego świata, nie tłumaczy różnic. Nasza narratorka nie jest jak Łucja oprowadzana po dziewiczej krainie przez fauny i lwy. Nie ma szafy rozgraniczającej światy. I to pewnie wielu będzie irytować. "Książka o niczym!", "Co tu się w ogóle dzieje?!", "Czym w końcu jest ten Tainaron?", "Co było dalej?", "Kim jest adresat listów?!"... 

Ostatnio czym bardziej niejednoznaczna powieść, im więcej dróg interpretacji i odczuwania, tym lepiej mi się ją czyta. Nie nudzą Wam się czasem fabuły ograniczone prawdopodobieństwem i ludzką psychiką? Niby każda inna - a jednak to tylko kolejne historie, lepiej lub gorzej napisane. Nie jestem wielką fanką i znawczynią genologii, nie lubię grzebać w słowach w poszukiwaniu gatunków, ale zastanawiam się, do jakiej szufladki można by włożyć Tainaron. Pierwsza nasuwa się powieść epistolarna (Cierpienia młodego Wertera to zapewne pierwsze skojarzenie, dla mnie raczej przykre), ale polemizowałabym z tym. Bo czym jest powieść? To nie synonim książki. To utwór, który po pierwsze ma fabułę, zwykle rozbudowaną, wielowątkową. Jeśli wrażenia narratorki i jej spotkania z miastem i jego mieszkańcami można nazwać fabułą, to w porządku. Ale nie liczcie na porywającą historię z punktem kulminacyjnym, romansem i intrygą. Ani na to, że dostaniecie jakieś odpowiedzi. 

Mam nadzieję, że w tych kilku akapitach udało mi się choć delikatnie uchwycić, na czym polega fantastyczność tej opowieści. Łatwo się jednak domyślić, że ta cała owadzia otoczka ma czemuś służyć. Tainaron porusza kwestie filozoficzne - pyta o istotę bytu, o tożsamość, o to, kim jest człowiek. Przede wszystkim zaś zastanawia się nad zmiennością. Tu może po prostu przywołam fragment: 
"tainaronianie mają co najmniej dwa żywoty, które mogą się między sobą krańcowo różnić, mimo że jeden wypływa z drugiego w sposób dla mnie niepojęty. I my się zmieniamy, ale odbywa się to stopniowo. (...) Tutaj jest inaczej. Nadal jest dla mnie zagadką, co naprawdę łączy dwa kolejne żywoty tutejszych mieszkańców. Jak osoba, która zmienia się tak całkowicie, może jeszcze twierdzić, że w jakimś sensie nadal pozostaje sobą?"* 
Jak bardzo my się zmieniamy? Czy ja sprzed dziesięciu lat to nadal ja? Czy może ktoś zupełnie inny, ktoś, kogo ze mną łączy tylko imię? Ile mamy w sobie z owada? Podobnie jak tainaronianie zmienia się całe miasto - nagle, z sekundy na sekundę. Dlatego tworzenie mapy nie ma żadnego sensu. "Jestem miarą wszystkich rzeczy" mówi jakby za Protagorasem jeden z tainaronian, mierniczy. Czy świat jest po prostu taki, jak ja go widzę i oceniam? Czasem rozważania autorki są zbyt widoczne, za bardzo naświetlone, łopatologiczne, ale mimo wszystko dają przestrzeń do indywidualnych rozmyślań. 

Tainaron to książka pełna wrażliwości nie tylko na przyrodę, ale też na człowieka. Przemawia do wyobraźni, pochłania swoją cudacznością i cudownością, W tym tekście nie wyczerpałam wszystkich tematów poruszanych przez autorkę i na pewno nie uchwyciłam całego zamysłu i uroku tej opowieści. Zostaje mi tylko zachęcić do poświęcenia chwilki na lekturę jeśli nie tej, to innej książki fińskiego autora i podzielenia się wrażeniami. 

*Krohn Leena, Tainaron, Warszawa 2008, s. 40.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Ballady bezludne , Blogger