06 lipca

Co robi maturzysta po maturze? Ogląda seriale!


Zdjęcie nie jest przypadkowe. To ilustracja mojej psychiki - roześmianej, rozleniwionej i otępiałej. Na poziomie dziecka z podstawówki, co to tylko chce się bawić. I oglądać bajki. Haha! I o tym dzisiaj! Wracam do Was z listą obejrzanych przeze mnie w (nie)ostatnim czasie filmów i seriali. Będzie fajnie. Mówię Wam. Co tam książki, kto w ogóle teraz czyta?! Siadać przed telewizorem i nie gadać, mecze oglądać! I mojego bloga czytać! (jedyna sensowna lektura, o!) Standardowo kliknięcie w tytuł odsyła do Filmweba, stamtąd też pochodzą zdjęcia.

Wonder Woman (2017)
Filmy o superbohaterach może nigdy nie należały do moich ulubionych, ale od czasu do czasu lubię się przy nich poodmóżdżać. A w dobrych gronie? To każdy film, nieważne jak naiwny i banalny, wydaje się przeciekawy! Przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki na wspólnym nocowaniu ze znajomymi niemal wszyscy nie odpadli po pierwszych dziesięciu minutach. Ja wytrwałam do końca, aż zaczęło świtać. I choć Wonder Woman nie jest żadnym arcydziełem i posługuje się całą serią schematów, łzawych bądź moralistycznych tekstów i melodramatycznych scen, to patrzyło się przyjemnie. Poza tym oczywiście jestem zachwycona wątkiem kobiet mężnych, niezależnych i walczących, a do tego niesamowicie pięknych, czyli amazonek! Podobała mi się też prostota Diany w sądach na temat tego, co dobre i słuszne, jej niezgoda na wojnę i gotowość poświęcenia - niby banał, ale teraz często w kinie brakuje mi takich bohaterów niekomplikowanie, prostodusznie dobrych. No, poza tym jest to film, który, tak mi się wydaje, można oglądać całą rodzinką, nie przejmując się, że dzieci zobaczą bądź usłyszą coś nieodpowiedniego. Prosty, fajny film. 

Ant-Man (2015)
Nasz dzisiejszy przedostatni filmowy superbohater! I bardzo miłe zaskoczenie. Fabuła szybko mnie wciągnęła, a bohaterowie nawet do siebie przekonali. Całość jest bardzo przyjemna, lekka. Koleś kontroluje mrówki, uczy się przelatywać przez dziurkę od klucza i do tego ratuje świat. No i walki maluczkich wojowników wyglądają tak uroczo! Jakoś niedługo ma wyjść kolejna część, Ant-man and the Wasp, pewnie sobie obejrzę. 

Deadpool (2016)
Odkąd Deadpool pojawił się na ekranach kin, byłam go bardzo ciekawa. Podobał mi się pomysł takiego antybohatera, niezależnego śmieszka, buntownika. Obejrzałam to ostatnio z myślą, że później wybiorę się na premierę części drugiej. Teraz wiem, że nigdy kontynuacji nie obejrzę. Zdaję sobie sprawę z tego, że widzowie Deadpoola podzielili się na ogromnych fanów bądź antyfanów tego filmu - niestety dołączam do grupy drugiej. Nie lubię tak bezsensownie wulgarnych, niesmacznych filmów, w których poczucie humoru nie sięga nawet poziomu gimbazy i wywołuje tylko pełne politowania wzniesienie brwi. Do tego nudny i fatalny, jeśli chodzi o wątek romantyczny - jego melodramatyczność i wielka przemiana bohaterki z silnej osobowości na miałkiego wrażliwca są po prostu sztuczne. Sam główny bohater, nad którym tyle zachwytów słyszałam, mnie raczej przypominał dzieciaka popisującego się tym, że potrafi przeklinać. Słowem - żenujące. 

Jessica Jones (2015-)
Znów Marvel, jednak tym razem - serial. Nie wiem nawet, dlaczego aż tak mnie to wciągnęło, ale obejrzałam obydwa sezony. Superbohaterka bez przebrania czy pseudonimu, uszczypliwa, uzależniona od whiskey, wiecznie w tych samych spodniach i skórzanej kurtce, sierota, która w niewyjaśnionych okolicznościach stała się silniejsza od większości mężczyzn na świecie - ogólnie, bohaterka z problemami i trudną przeszłością. Goni po mieście mężczyznę, który dawniej ją skrzywdził i także posiada pewną moc - potrafi kilkoma słowami skłonić każdego do zrobienia czegokolwiek. Wątek nawet ciekawy, bohaterowie dość interesujący. Jedynie Trish doprowadzała mnie swoim tanim bohaterstwem do białej gorączki, zwłaszcza w drugim sezonie (który przez to dużo mniej mi się od pierwszego podobał). 

Do Jessici dołączamy innych superbohaterów - Luke'a Cage'a, Daredevila i Iron Fista - i tworzymy specyficzną, trochę ułomną, ale ciekawą bandę starającą się ratować świat, a jakże. Szczególnie polubiłam Daredevila, czyli niewidomego prawnika o wyostrzonych zmysłach, którego była dziewczyna, Electra (co za imię...), umarła, ale żyje. Dobrze się to oglądało, ale z pewnością nie jest to jeden z najlepszych seriali. Jednak skończmy już z superbohaterami, przecież nie tylko Marvelem żyje człowiek (a już na pewno nie ja). 

Jak Bóg da (2015)
Zwykle komedie kojarzą mi się ze śmiechem z czyjegoś bólu (czy z poślizgnięcia się na skórce od banana), głupiutkimi romansami lub przerysowanymi idiotami. Okazuje się jednak, że jedna na sto komedii jest naprawdę błyskotliwa i zabawna! Do tego zacnego grona mogę na pewno zaliczyć takie filmy jak: Dziewczyna i chłopak - wszystko na opak, Nietykalni, Rozumiemy się bez słów, Życie jest piękne (choć to raczej tragikomedia), Vinci (polska, a jak!) czy Za jakie grzechy, dobry Boże?. Dużo tu pozycji francuskich (jestem fanką ich poczucia humoru!), jedna włoska - tak jak i w tym przypadku. Fabuła przedstawia się następująco: w rodzinie ateistów jeden z synów pragnie zostać księdzem, z czym nie może pogodzić się ojciec - chirurg i racjonalista. Pragnie odwieźć go od tego pomysłu i przyjrzeć się bliżej podejrzanemu księdzu, z którym zadaje się jego syn. Bardzo lekki, ciekawy film z rewelacyjnie wykreowanymi bohaterami, choć z dziwacznym zakończeniem. 

Urokliwa, klimatyczna, utrzymana w dawnym stylu komedia ze szczyptą absurdu. Bardzo specyficzna, ale w tej swojej dziwaczności - magiczna. Film, który totalnie pochłania całą naszą uwagę i wzbudza ciekawość - wydarzenia biegną wręcz nienaturalnie szybko, aż zapomina się, że akcja trwa tylko jeden dzień. Barwni bohaterowie, bajkowość, piękne stroje... Trudno jedynie powiedzieć, o czym jest ten film. Chociaż nie, to proste - o miłości! A nawet o miłosnym czworokącie... 

Jest to jeden z tych filmów, których główną rolę gra przesłanie - reszta jest mało istotna. Główny bohater jest mężczyzną specyficznym - po pełnym rozrywek życiu studenckim decyduje się zmienić swoje zasady, zwłaszcza w stosunku do kobiet. Jedna z nich mówi, że nigdy nie będzie przebywać sam w pokoju z kobietą, która nie jest jego żoną. Inni uznają go oczywiście za zbyt staromodnego, a jego zasady za głupotę, jednak znajduje się ktoś, do kogo ta odmienność obyczajów trafi. Film pokazuje zupełnie inne podejście do związków i miłości niż to, do którego współcześnie jesteśmy przyzwyczajeni. Całość tchnie oczywiście religijnym duchem, ale nie jest to moralizowanie na temat prawd wiary, choć można wyczuć pewien patos i przesłodzenie. Jak już mówiłam - nie jest to film genialny, tu chodzi o przesłanie. Pod tym względem jest to seans dość ciekawy.

Atlas chmur (2012)
Bardzo dziwny film. I kontrowersyjny. Opowiada równolegle kilka historii toczących się w różnych czasach - mamy tu zarówno przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Wydają się z początku całkowicie różne i odrębne. Wszystko się nam miesza. Nie rozumiemy, co się dzieje - ale powoli całość się wyjaśnia. Zauważamy, że ci sami aktorzy występują jako różni bohaterowie i że wspólny dla wszystkich opowieści jest morał: stop dyskryminacji, wykluczeniom i krzywdzie tym, którzy od nas się różnią itd... Mamy tu więc historię niewolnictwa (przeszłość), sztucznie tworzonych kobiet-kelnerek oraz dzikusów i tych uprzywilejowanych (przyszłość), kilka innych, no i oczywiście na dokładkę wątek homoseksualistów. (Zastanawiam się, czy naprawdę tylko o to twórcom chodziło? Zestawienie skrajnych przykładów okrucieństwa z tym, że ktoś nie tolerował dwóch gejów - przy czymś takim ich historia naprawdę nabiera rozmiarów niesłychanej tragedii. Nie przepadam za takimi "podprogowymi", ideologicznymi przekazami. Ale może jestem przewrażliwiona. Poza tym film opierał się na książce, a kto wiem, co tam się działo.) Sam film nieco się dłuży, ale dobrze się na niego patrzy (to już jest jakiś mój stały zwrot...). No i aktorstwo, coś pięknego! Zauroczył mnie zwłaszcza Jim Broadbent. Zachwyca też ta dynamika, charakteryzacja, wymieszanie różnorakich stylów i historii. No, jest to film z pompą, choć nie każdemu przypadnie do gustu. Ja mam do niego mocno mieszane uczucia. Mimo wszystko - dużo tu chaosu i nudy.

Powrót (2003)
Film rosyjski i dość dziwny. Bardzo refleksyjny, emocjonalny, tajemniczy. Utrzymany w zimnych kolorach, które tylko potęgują jakiś taki smutny, przyduszony nastrój filmu. Fabuła jest z pozoru dość prosta: ojciec dwóch chłopców wraca 12 lat po tym, jak ich porzucił i... zabiera ich na kilkudniową wycieczkę na ryby. Chłopcy nie wiedzą, jak zachowywać się przy odzyskanym ojcu - cieszyć się, denerwować, czuć urazę, wybaczyć? Przyjmują wobec niego odrębne postawy - starszy się podporządkowuje, młodszy wciąż buntuje (trudno było mi go nie polubić, młody aktor spisał się na medal, postać jest bardzo żywa i naturalna). Ich podróż wydaje się odrealniona i z pewnością brakuje w niej ciepłej, rodzinnej atmosfery, wspólnych żartów i nici porozumienia. Końcówka powaliła mnie na kolana, a nawet trochę oburzyła. Trudno zrozumieć mi, o co w tym filmie chodziło. Jestem pewna, że wiele symboli, jakiś ukrytych znaczeń przegapiłam. Powrót pozostawia po sobie poczucie odrętwienia, ale też ma w sobie jakąś taką moc uwrażliwiającą (?), skłaniającą widza do refleksji, angażuje emocjonalnie.

Major (2013)
Po obejrzeniu Powrotu mój tata zachwycił się rosyjskim kinem! Przy okazji innego wspólnego filmowego wieczoru zaproponował właśnie Majora, mając nadzieję na mocny film akcji (łączy nas wspólna miłość do widowiskowego rozlewania krwi). Troszkę zdziwił się, gdy na ekranie dostaliśmy mieszankę sensacji i dramatu (z przewagą tego drugiego składnika), okruszoną refleksją nad ludzkimi poczynaniami i losem. I wiecie co? To był rewelacyjny, niegłupi film - zupełnie inny od kina amerykańskiego. Choć trupy się zdarzyły, nie pokazali ani jednego - zero efektów specjalnych i dosłowności. Widz sam się przecież może domyślić, że skoro wjechało się w dziecko z prędkością niemal 100 km/h, to raczej nic dobrego z tego nie wyniknęło. Fabuła jest bardzo prosta (zaczyna się od tego, jak policjant, chcąc zdążyć na poród żony, powoduje wypadek) - bez komplikowania, mieszania, kroczek po kroczku. To zachwyca. I te emocje. I ta problematyka moralna - które życie jest ważniejsze? Czy w każdym z nas siedzi taka egoistyczna bestia? Tu nie ma bohaterów, ale są ludzie. Specyficzne, ale naprawdę zapierające dech w piersiach kino!

Trochę odleglejsze klimaty - Korea Południowa. Film o buddyjskim mnichu, który wraz ze swoim młodym uczniem mieszka w domku na totalnym odludziu. Chłopiec dorasta, uczy się życia i popełnia błędy - i tak mijają kolejne pory roku i lata. Ten film ma w sobie jakiś spokój, subtelność, coś, co przyciąga spojrzenie. Nie jestem zbyt obeznana z koreańską kulturą, buddyzmem itd., więc pewnie nie wszystko w tym filmie wyłapałam (a są tam różne gadki-szmatki o tym, jak to pożądanie może prowadzić do morderstwa), ale dla samego obrazu i specyficznego klimatu warto było obejrzeć.

Przez całe swe życie myślałam, że ten film to thriller bądź horror o jakimś mordercy. W końcu z ciekawości (toż to Depp i Burton!) przeczytałam sobie opis na Filmwebie i... szok. To baśń, a nie żaden horror! Trochę przymolone, jak u Burtona, realizm się nie liczy, niby zabawne, ale tak jakoś smutnie. Oczywiście rewelacyjny Edward! Nie jestem może największą fanką Burtona, ale szanuję jego oryginalny styl i klimat jego filmów.

Gnijąca panna młoda (2005)
Po Edwardzie postanowiłam obejrzeć film Burtona, za który zabierałam się kilkukrotnie, ale kończyłam oglądanie, gdy zaczynała się piosenka - dobijało mnie, że w wersji z dubbingiem nie tłumaczą, choćby przez napisy, tekstów piosenek. Tym razem zrezygnowałam z lektora. Zasnęłam po dwudziestu minutach, ale... Ale! Dokończyłam dwa dni później! Fajna bajeczka, nie powiem. Inna. Troszkę pokręcona. No i szacunek za animację poklatkową

W ciągu ostatnich lat bardzo polubiłam filmy sci-fi i trochę ich już z tatą obejrzeliśmy. Tym razem wybór padł na wizję przyszłości, w której zamiast pieniądzem płaci się swoim czasem. Ci najbogatsi mogą być niemal nieśmiertelni, ci najbiedniejsi - żebrzą choćby o kilka godzin. Są oczywiście także złodzieje, których napaść może skończyć się dla człowieka śmiercią. Symbolem luksusu jest brak pośpiechu - zwykłym ludziom przydają się szybkie nogi. Gdy osiągnie się odpowiedni wiek, człowiek przestaje się starzeć, więc rodzice wyglądają jak rodzeństwo własnych dzieci. Pomysł mnie totalnie kupił, jest dużo akcji... Zupełnie w moim guście! 

Jumanji: Przygoda w dżungli (2017)
Jumanji z 1995 z Robinem Williamsem nie należał do największych filmowych odkryć mojego życia i raczej nie za bardzo mi do gustu przypadł, ale pomimo to postanowiłam, dla relaksu, obejrzeć sobie tę nową część. O dziwo, podobało mi się! Sam pomysł ewolucji Jumanji z gry planszowej na grę komputerową i wcielanie się w postacie z ustalonymi mocnymi i słabymi stronami, wydało mi się ciekawe. Poza tym fajnie pokazane "problemy" współczesnych nastolatków: dziewczyna robiąca idealne selfie "zaraz po wstaniu" i obserwująca, czy ten chłopak już je polajkował oraz typowe nerdy, próbujące tłumaczyć swoją niechęć do sportu jakimiś ideami. Ich historie okraszone są ironią i dystansem. Humor czasem żałosny, czasem rozbrajający. Mimo typowych dla takich familijnych, amerykańskich produkcji schematów, nieźle się na tym filmie bawiłam. 

Kodeks 46 (2003)
Science-fiction, jedno z tych bardziej depresyjnych i refleksyjnych. Wizja świata, w którym obywatele podlegają zwiększonej kontroli - nie mogą wyjeżdżać, gdzie chcą, ani wziąć ślubu, z kim chcą - a nawet kochać się wedle uznania, bo to grozi złamaniem kodeksu 46. Film dość senny, rozmyty, trudno doszukiwać się wyraźnej, szybkiej akcji czy zaskakujących zwrotów. Dziwne są relacje między bohaterami, pełne jakiś tłumionych emocji. Nie znajdziemy tu ekspresyjnej mimiki, wielkich słów, tylko niezrozumienie - co tu się dzieje? Dlaczego? Gdy film się skończył, czułam się trochę przymulona. Na pewno będzie to piękny seans dla wrażliwców i fanów kina bardziej kameralnego, innego. 

Obejrzałam ten serial z polecenia koleżanki - zajęło mi to może dwa dni, bo to tylko osiem dwudziestokilkuminutowych odcinków. Z początku jest to historia pokręconych, zbuntowanych nastolatków pełna czarnego humoru i groteski. Jemu wydaje się, że jest psychopatą, marzy o morderstwie i nienawidzi swojego ojca. Ona jest bezpośrednia, bezczelna, w nosie ma wszelkie zasady i pragnie uciec gdzieś daleko od matki i jej ukochanego. On postanawia ją zabić, ona o tym nie wie i proponuje mu podróż w nieznane skradzionym samochodem. Z czasem trochę tej absurdalności się ulatnia, zaczyna przybywać dramatyzmu. Ten zabieg uwidacznia młodzieńcze problemy, tęsknoty i emocje, które targają Jamesem i Alyssą. Zresztą sposób, w jaki młodzi aktorzy wcielają się w swoje role, jest godny podziwu! Pełnokrwiste, szalenie intrygujące postacie - to właśnie oni sprawiają, że chciałoby się tego jeszcze więcej. Kto wie, może będzie drugi sezon...

Ten serial mnie całkowicie pochłonął! W tej chwili kończę czwarty sezon, wciąż ciągnie mnie do kolejnych odcinków, oglądam jeden za drugim... O czym jednak mowa? Jest to zabawa bohaterami znanymi nam z bajek. Storybrooke to miasto, w którym mieszka całe mnóstwo baśniowych postaci - problem w tym, że oni nie zdają sobie z tego sprawy. W wyniku klątwy Złej Królowej zapomnieli o swojej prawdziwej tożsamości - nie wiedzą, że ich domem jest Zaczarowany Las, kraina pełna magii. Jedyną nadzieją mieszkańców jest Emma, odesłana jako niemowlę przez magiczny portal córka Śnieżki i Księcia. Do Storybrooke ściąga ją porzucony przez nią syn Henry, który przeczytawszy księgę baśni, próbuje przekonać Emmę, że jest wybawicielką. Współczesne dzieje Storybrooke przeplatają się z opowieściami z Zaczarowanego Lasu. Poznajemy losy różnych baśniowych bohaterów, jednak różnią się trochę od tego, co opowiadali nam za rodzice. Osobiście zakochałam się w postaci Haka (którego możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej), Myśliwego, Anny (tak, tej z Krainy Lodu) czy Czarownicy. Choć serial napchany jest frazesami o tym, że dobro i prawdziwa miłość zawsze zwyciężają, to zupełnie to nie razi - przecież tak to bywa w bajkach! Czasem naprawdę trudno przewidzieć losy bohaterów, fabuła kręci się i wije, jak tylko może. Polecam! 

Na koniec serial internetowy, współczesna wersja Dumy i uprzedzenia! Zarówno książkę jak i serial z Firthem ubóstwiam (Darcy...♥), tak więc i vloga Lizzie chętnie obejrzałam. Oczywiście szybko wsiąkłam. Siostry Bennet w tym wydaniu kupuję i odmienne od oryginału rozwinięcia pewnych wątków - też! Zwłaszcza postacie Lydii i Charlotte zyskały w moich oczach. Darcy nie do końca mnie przekonał, ale trudno w tej roli przebić Colina Firtha. Raził mnie też sposób, w jaki Lizzie próbowała tłumaczyć wszechobecność kamery, no ale wiadomo, to tylko szczególik. Ogólnie polecam, fajnie się to ogląda.

Na dzisiaj to tyle! Dajcie znać, co oglądaliście, a co byście chcieli zobaczyć w przyszłości. I proszę nie polecać mi żadnych seriali, bo jeszcze wpadnę w kolejną manię i będzie źle...

PS. Zaktualizowałam zakładkę "Ballady i ja", jeśli jesteście ciekawi - zapraszam!
PS2. Trzymajcie kciuki - w poniedziałek mam rozmowę kwalifikacyjną na studia i się stracham...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Ballady bezludne , Blogger