09 maja

Jak miłować kicz, sensację i głupotę?


Trzeba stanąć w prawdzie i powiedzieć sobie szczerze, iż nie jestem żadnym wielkim (lub choćby średnim) znawcą życia czy kultury i literatury. Kiedy się dopiero liceum kończy, to się jeszcze na takie "obycie intelektualne" i poznanie świata ma czas. Na tym etapie swojego życia młodzieńczego, buzują we mnie sprzeczne siły: pragnienie buntu i szaleństwa oraz posiadania niezaprzeczalnych prawd i niezachwianej racji, waham się pomiędzy tym, do czego mnie ciągnie i do czego ciągnąć mnie "powinno". Chciałoby się być już mądrym, rozsądnym, coś niecoś wiedzieć. Ale czasem... to by się chciało być po prostu kompletnym durniem.

Chciałabym znajdować przyjemność jedynie w pięknych dziełach dawnych mistrzów. Wpatrywać się z urzeczeniem w klasycystyczne rzeźby, wysokie kolumny i inne marmurowe cuda niewidy. Zachwycać się malowidłami Leonrada, Rafaela, Dalego czy choćby Picassa. Z płonącym sercem i pałającymi rumieńcem panieńskim policzkami czytywać Mickiewicza, Horacego, Kochanowskiego. Doznawać duchowych uniesień i wzruszeń nad poezją. Lub choćby nie przysypiać podczas lektury Josepha Conrada czy Sienkiewicza! Realia są inne. Ciekawi mnie bardziej fontanna w centrum miasta i pomnik Kiepury niż starogreckie rzeźby. Fascynują mnie ilustracje w książkach dla dzieci. Z zapałem oddaję się literaturze młodzieżowej, kibicując kolejnym bohaterom. Wzruszam się na filmach, w których ginie piesek lub gdy on śpiewa jej serenadę pod oknem. Zarywam nocki, by poznać dalszy ciąg powieści przygodowej. Nie będę udawać, że jest inaczej. 

Czasem odczuwam ogromne pragnienie taniej, pospolitej, masowej rozrywki! Kocham się w filmach sensacyjnych, choć dialogi są tam często więcej niż prymitywne, a fabuła na wskroś przewidywalna. Na poważniejszych seansach zwykle odpadam, wtulona w poduszkę. Czekam jak trzpiotkowata nastolatka na dalszy ciąg jakiegoś szajsu w stylu Czerwona królowa i Czas żniw, bo choć więcej tam minusów niż plusów, to mogę się tak oderwać od lekcji, trochę się uśmiechnąć, wstrzyknąć sobie nieco emocji. Często jest to dla mnie ważniejsze, niż łamanie głowy nad wybitnym dziełem z wieku XYZ. 

To, o czym mówię, to się chyba mądrze nazywa kulturą niską i kulturą wysoką. Być może są tacy ludzie, którym odpowiada tylko ta wysoka - czytają jedynie ambitne dzieła, oglądają refleksyjne filmy, chodzą do muzeów na wystawy. Popieram to, szanuję, wręcz podziwiam! Sama staram się kosztować trochę klasyki (ale tylko tak troszeczkę, amatorsko). Równocześnie jednak nie potrafię, nie chcę i nie widzę sensu, aby odrywać się od tej "sztuki" masowej. Grunt to odpowiednie nastawienie - nie sięgam przecież po coś lekkiego, łatwego i przyjemnego po to, by intensywniej poruszać mózgownicą i odkryć tajemnice wszechświata, wręcz przeciwnie. W nadmiarze też nie faszeruję się kolorowymi pisemkami (w sumie to w ogóle nie, ale to miała być metafora).

Lubię się ogłupiać! Czasem, zwłaszcza teraz, po nauce filozofii do matury, mam ochotę być człowiekiem głupim, naiwnym i niemyślącym. Nachodzi mnie taka ochota. Naprawdę. Nie główkować. Prosto żyć. Jeść chipsy przed telewizorem cały dzień. Nie myśleć nad sensem egzystencji, hermeneutykach, personalistach i granicach poznania. A przy lekturze - o manipulacjach językowych, mimesis i toposach. Niekiedy to mam ochotę zachwycać się tym, co wszyscy, nie szukając na siłę własnej drogi, swojego stylu. Czemu miałabym nie lubić Sheerana czy Zmierzchu?! Bo co, bo taki ze mnie buntownik, że ino wzrusza mnie nostalgia w Panu Tadeuszu?

Nie lubię wywyższania się tych, którzy klasyków znają nad tych, co niekoniecznie chcą przeczytać Lalkę (choć czyjaś niechęć do Lalki zawsze boli mnie tak samo) lub posłuchać Mozarta. Nie lubię też, gdy ktoś zakochany w Riverdale czy Pamiętnikach wampirów jedzie po wszystkich lekturach szkolnych, bo to nudne i głupie (a przeczytałam w życiu tylko Psa, który jeździł koleją). Nie lubię, gdy jedni uważają się za lepszych od drugich tylko dlatego, że mają inne gusta i inny poziom "wtajemniczenia" w kulturę. Umówmy się - nie wszyscy muszą uwielbiać kulturę wysoką czy choćby się nie interesować. Ja też nigdy nie fascynowałam się pięknem i harmonią wzorów matematycznych lub rozwojem ustrojów politycznych.


A tu macie piosenkę, która mnie zachwyca. Żeby nie było tak poważnie! Potraktujcie to moje gadanko z przymrużeniem oka, a będzie dobrze. Pisała dla Was - zmarnowana, ale niezestresowana maturzystka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Ballady bezludne , Blogger