28 lutego

Myślozbrodnią jest ta recenzja, ale nie dam się świniom!


Nie wiem, czy to, co zaraz napiszę, ujrzy kiedykolwiek światło dzienne (niech sobie ta recenzja umiera w mroku, jeśli nie spełni moich oczekiwań), ale jeśli tak, to wiedz, drogi czytelniku, że nie chciałam pisać tej recenzji - tak jak nie piszę zwykle recenzji lektur. Jest kilka powodów: moje przemyślenia z pewnością nie wniosą niczego nowego na temat przerobionej i przeinterpretowanej na wszystkie strony Klasyki przez duże K, a poza tym często mój umysł skażony jest już omówieniem szkolnym tego i tamtego Dzieła przez duże D.  Słowem - sama nie wiem, co myśleć. Przed niespełna godziną skończyłam jednak czytać Rok 1984. I pragnienie wykrzyknięcia komuś w twarz: przeczytaj, zwyciężyło nad obawą, że palnę jakąś głupotę.

Zarówno Folwark zwierzęcy (na którym skupię się tu zdecydowanie mniej, bo i wrażenia już nieco uleciały) jak i Rok 1984 prawią o totalitaryzmach. Ściślej - o komunizmie. Folwark pod płaszczykiem bajki, której bohaterowie chodzą na czterech nogach, pokazuje, jak faktycznie przebiegała rewolucja w Rosji i w jaki sposób z czasem zmieniało się pojęcie równości. Rok 1984, jak sam tytuł wskazuje, idzie o krok dalej, wybiega w przyszłość - mówi, do czego może dojść, gdy w społeczeństwie na masową skalę szerzyć się będzie ścisła kontrola nie tylko słów i czynów, ale też myśli oraz zakłamywanie rzeczywistości (i przeszłości) w celach propagandowych. Autor w obu swych dziełach pokazuje, co może się stać, gdy obywatele dadzą zaślepić się słodkim słówkom władzy, która ponoć ma im sprzyjać, i nie zainterweniują w porę, by bronić swoich podstawowych praw. 

"Nic nie było twoje oprócz tych kilku centymetrów sześciennych zamkniętych pod czaszką."

Ale przecież nie o tym chciałam pisać - wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, wiemy, o czym są te powieści Orwella. Najbardziej bolesne jest jednak to, że choć wyobrażona przez Orwella przyszłość (rok 1984) już dawno minęła, możemy dostrzec współcześnie, czym jest manipulacja, zakłamywanie faktów, zmienianie znaczeń słów... I w naszych domach huczą, często niemal nigdy nie wyłączane, teleekrany. I teraz zdarzają się kwakmówcy, bezwiednie powtarzający zasłyszane idee i opinie. Może wszystkich naszych czynów nie śledzą oczy Wielkiego Brata i nikt nie ewaporuje nas, skazując na nieistnienie, za nieprawomyślność. Jednak czy i współcześnie na świecie nie istnieją miejsca, w których obywatele mogą tylko pomarzyć o wolności słowa, którym tłucze się do głów brednie o wspaniałości ustroju, w którym mają zaszczyt żyć? Czy i teraz nie mamy do czynienia z niesprawiedliwością, nierównością, propagandą? Orwell mówi - uważajmy, bo stworzona przeze mnie wizja wcale nie musi być fantastyczną, nierealną mrzonką, daleką i niemożliwą. Zawsze może znaleźć się ktoś rządny władzy i siły na tyle, by wprowadzić zasadę równych i równiejszych. Idźmy dalej, bo patetycznie się zrobiło. A nie o to chodzi.

Przerażająca jest wizja Orwella. Jest to świat, w którym nie ma szczęścia, bo zostało wymazane ze słownika, tak jak i wolność, równość, sprawiedliwość. Wszyscy żyją nędznie, pod ciągłą kontrolą. Ciągle ktoś patrzy, śledzi, interpretuje każdy nasz gest, mimikę. Za byle bzdurę można zostać skazanym na śmierć - tak jakby się nigdy nie istniało. Zmienia się przeszłość, fałszuje dokumenty. Okłamuje ludzi, że jest coraz lepiej, a w rzeczywistości w sklepach brakuje towarów. Dzieci donoszą na rodziców i cieszą się widokiem publicznych egzekucji. Zakazuje się miłości. Zakazuje się myślenia tego, co się chce. Trzeba podporządkować każdy aspekt życia temu, co głosi angsoc, nawet własną pamięć. Każe się kochać tylko Wielkiego Brata i być posłusznym Partii, nawet kiedy mówi, że dwa plus dwa to pięć. To świat niekończącej się wojny, która nie ma sensu, która jest tylko pretekstem, by jeszcze mocniej prześladować obywateli. 

"Wiedzieć i nie wiedzieć; mieć poczucie absolutnej prawdomówności, a jednocześnie wygłaszać umiejętnie skonstruowane kłamstwa; wyznawać równocześnie dwa zupełnie sprzeczne poglądy na dany temat, i mimo świadomości, że się wzajemnie wykluczają, wierzyć w oba; używać logiki przeciwko logice;(...) zapominać wszystko, czego nie należy wiedzieć, po czym przypominać sobie, kiedy staje się potrzebne, a następnie znów szybko wymazywać z pamięci."

To świat, w którym degradacji ulega człowieczeństwo i naturalne, ludzkie odruchy. I to jest najbardziej przerażające. To rzeczywistość pełna nienawiści, która napędza wszystko. Ludzie są samotni i nieszczęśliwi, żyją jak puste kukły. Nawet nie można się zbuntować, wypłakać, kontrolowane są emocje i wątpliwości. Nikt nie jest przyjacielem - większość ludzi do perfekcji opanowała sztukę udawania. Więc co to za życie, w którym nie ma współczucia, braterstwa, empatii, przyjaźni, intymności? Czy można się zbuntować? Można. Ale i tak każdego złamią. Nie wystarczy usunąć ze społeczeństwa szkodliwych jednostek - trzeba im wpierw uzmysłowić, że kochają Wielkiego Brata. Muszą w to uwierzyć, zrozumieć to i zaakceptować. Nie ma wyjątków. 

Gdy się to czyta, przechodzą ciarki. We mnie się aż gotowało - w zastępstwie bohaterów buntowałam się przeciwko wszystkiemu, co wyczyniała Partia. Na samo wyobrażenie tego poniżania ludzkiej godności, robienia z ludzi ortodoksyjnych głupców, miałam ochotę rzucić książką o ścianę. Kibicowałam Winstonowi, żeby trwał przy tym, co jego zdaniem było słuszne - by starał się buntować. By Wielki Brat umarł a wraz z nim cała ta chora ideologia. By wszystko zakończyło się rewolucją, obaleniem rządów Partii i wolnością, pięknym happy endem. Albo żeby chociaż przetrwała cząstka człowieczeństwa - by w ludziach odrodziło się naturalne przecież pragnienie miłości. I by przy tym trwali. Nie godzę się na to, że da się tak głęboko zmienić człowieka - tak potwornie go zniszczyć, wytarzać w kłamstwach i wykorzystywać wedle swej woli. 

"Jeśli zarówno przeszłość, jak i świat zewnętrzny istnieją wyłącznie w naszym umyśle, a umysł można kontrolować - co wtedy?"

A przecież XX wiek pokazywał wielokrotnie, że to nie fikcja literacka - że Rok 1984 mocno inspirował się rzeczywistością, komentował ją. I to szokuje, i to każe się buntować i złościć na Orwella - kłócić się z nim, że nie ma racji, że człowiek zawsze pozostanie człowiekiem. Że są jednostki niezłomne, wytrwałe w swoich wartościach. Prawda? A co ze komunistami, nazistami? Mamy zapomnieć o ich zezwierzęceniu? Czy możemy mieć wiarę, że zawsze znajdzie się ktoś, kto nie zgodzi się z nienawiścią? Tylko czy w pojedynkę można coś zdziałać? Orwell twierdzi, że nie. Tak sobie myślę, że to musiał być pesymista - a może raczej człowiek zawiedziony tym, co obserwował wokół siebie. Zaniepokojony, bardzo uważny obserwator. 

I trafia w punkt. Jest bezlitosny, ale konkretny i rzeczowy. Smuci, złości, ale też uwrażliwia, apeluje, abyśmy potrafili myśleć samodzielnie. Pokazuje też, do czego może doprowadzić totalitaryzm. Szkoda tylko, że nie wskazuje na żadną drogę, jak obalić reżim, zwrócić ludziom wolność i w niej trwać, nie dać się podporządkować. Bo musi istnieć rozwiązanie. Prawda? 

Orwell porusza wiele różnych kwestii, zastanawia się nad toną moralnych i społecznych problemów. Nie tylko o ucisku jest tu mowa, ale o instynkcie, który każe człowiekowi żyć za wszelką cenę, o tym, jak źle znosimy samotność i brak bliskości, czym kończy się brak zasad moralnych. Orwell jest nie tylko politykiem i czujnym obserwatorem, ale też trochę filozofem i psychologiem - stara się zrozumieć ludzką naturę. I choć głęboko nie zgadzam się z jego pesymizmem i nie chcę uwierzyć w możliwość wyprania człowieka ze wszystkiego, co stanowi o jego indywidualności, to jednak pana Orwella szanuję. Za tę wnikliwość, niezgodę na ucisk, buntowniczość - za to, że po prostu był dumnym staromyślakiem i myślozbrodniarzem. 

"Do przyszłości czy przeszłości, do czasów, w których myśl jest wolna, w których ludzie różnią się między sobą i nie żyją samotnie - do czasów, w których istnieje prawda, a tego, co się stało, nie można zmienić.
Z epoki identyczności, z epoki samotności, z epoki Wielkiego Brata, z epoki dwójmyślenia - pozdrawiam was!"

Zastanawiam się, czy naprawdę możliwe jest takie wypranie człowieka z tego, co o jego człowieczeństwie stanowi - czy istnieje coś, co może ochronić przed propagandą i zezwierzęceniem, presją społeczną. Czy można w pojedynkę walczyć z systemem. Może wiara? Może idea? 

Ta (nie)recenzja napisała się sama. Nie odpowiadam za nią. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Ballady bezludne , Blogger